Brak Szubiego nam niestraszny

Nasi koszykarze z długo wyczekiwanym zwycięstwem. Gracze Przemysława Frasunkiewicza pokonali we własnej hali MKS Dąbrowa Górnicza 85:76 i z bilansem 6-8 wracają do walki o awans do fazy playoff.


Kłopoty zdrowotne niestety nie opuszczają naszej drużyny. Do czwartkowego meczu z zespołem z Zagłębia Dąbrowskiego przystąpiliśmy bez Krzysztofa Szubargi, którego znów trapią drobne urazy. Pod jego nieobecność opaskę kapitańską z konieczności przejął Przemysław Żołnierewicz. W szeregach gdynian zabrakło także innego obwodowego – Igora Wadowskiego. Podstawowych graczy brakowało jednak po obu stronach, bo w MKS-ie na boisko wyjść nie mogli Litwin Vytenis Ciżauskas, Mikołaj Ratajczak oraz podkoszowy Sacha Killeya-Jones. Tym razem z brakiem kluczowych postaci lepiej poradzili sobie żółto-niebiescy.

Goście od samego początku zabrali się za budowanie przewagi. Mądra gra w ataku obcokrajowców, a także szczelna obrona pozwoliła dąbrowianom stosunkowo szybko, bo już po pięciu minutach, odskoczyć na kilkanaście „oczek”. Dzięki niezłej postawie Mikołaja Witlińskiego po inaugurującej odsłonie wynik brzmiał „tylko” 15:23.

Na starcie drugiej ćwiartki nasi koszykarze wciąż nie mogli odnaleźć właściwego rytmu. Korzystając z indywidualnych popisów nowo sprowadzonego z GTK Gliwice środkowego Malcolma Rhetta, przyjezdni osiągnęli najwyższe, 16-punktowe prowadzenie. Wtedy nastąpił wyczekiwany przełom. Przebudził się niewidoczny wcześniej Przemysław Żołnierewicz, na tablicach nadal aktywny był Witliński, a nasz zespół zdołał zmniejszyć straty. Dzięki efektownemu rzutowi o tablicę Elijah Wilsona do przerwy było 38:46. Warto odnotować fenomenalną postawę lidera MKS-u Lee Moore’a, który w samej pierwszej połowie zgromadził na swoim koncie 5 punktów, 7 zbiórek oraz aż 10 asyst.

Po zmianie stron żółto-niebiescy wrócili do walki o zwycięstwo. Tym razem jednak za sprawą weterana Filipa Dylewicza, który trzykrotnie przymierzył zza łuku. W 26. minucie na tablicy świetlnej mieliśmy remis po 53. A po chwili, po „trójce” Bartłomieja Wołoszyna, prowadzenie po raz pierwszy tego wieczoru znalazło się po naszej stronie (60:59). Wspomniany Dylewicz, ambitny jak zawsze Żołnierewicz, a w ostatniej akcji także Marcin Malczyk sprawili, że przed ostatnimi dziesięcioma minutami wygrywaliśmy 69:63.

Będący na wznoszącej fali gospodarze utrzymali koncentrację i przejęli inicjatywę. Bez kompleksów grał Mateusz Kaszowski, z kolei pod obręczami nie do zatrzymania był Witliński. Goście, jakby zaskoczeni naszą agresywną postawą, zupełnie stracili polot i pomysłowość, z jaką dotychczas rozgrywali akcje ofensywne. Nawet wszechstronny Moore nie zdołał odwrócić losów spotkania. Czujni do samego końca zawodnicy trenera Przemysława Frasunkiewicza nie dali się już zaskoczyć, a ich pierwszy od 22 października truimf efektownie przypieczętował Kaszowski, trafiając z dalekiego dystansu. Przełamanie stało się więc faktem. Asseco Arka pokonała MKS 85:76. Kolejny mecz czeka nas już w najbliższy poniedziałek o godz. 19:30. Wówczas na własnym terenie podejmiemy HydroTruck Radom.

Asseco Arka Gdynia – MKS Dąbrowa Górnicza 85:76 (15:23, 23:23, 31:17, 16:13)

Asseco Arka Gdynia: Żołnierewicz 19, Witliński 18, Dylewicz 16, Kaszowski 11, Wołoszyn 10, Czerlonko 4, Hrycaniuk 4, Malczyk 3, Kowalczyk 0, Marcinkowski 0, Pluta 0, Wadowski 0

MKS Dąbrowa Górnicza: Wilson 18, Rhett 17, Moore 16, Mijović 8, Piechowicz 8, Mazurczak 6, Dawdo 3, Čižauskas 0, Kroczak 0, Motylewski 0, Nowakowski 0, Wieczorek 0