Cóż to był za dreszczowiec w szczecińskiej Netto Arenie! Do wyłonienia zwycięzcy niezbędna okazała się dogrywka, której koszykarze trenera Miloša Mitrovicia, po wcześniejszym zniwelowaniu 18 punktów straty, wytrzymali próbę nerwów.
Ze stolicy Pomorza Zachodniego wracamy z wygraną 85:78!
Na parkiecie Netto Areny od samego początku sporo było energicznych zagrań, które mogły podobać się zasiadającym na trybunach kibicom. Mocne bloki Cyrila Langevine’a, atomowy wsad Sherrona Dorsey-Walkera oraz trójka z narożnika Filipa Matczaka przyniosły przeciwnikom nieznaczną przewagę. Niestety, żółto-niebiescy długo nie potrafili przełamać impasu w ataku – zbyt często gubili piłkę na rzecz rywali, przez co zaburzali rytm akcji. W zespole gospodarzy każdy z graczy pojawiających się na placu boju wnosił dodatkową energię. Matczak, Langevine i Kacper Borowski wypracowali po pierwszej kwarcie prowadzenie 23:11.
Szczecinianie nie zwalniali tempa. Dziur w naszym ustawieniu obronnym nadal było zdecydowanie za dużo, abyśmy mogli myśleć o odrobieniu strat. A te rosły z każdą akcją – po dwóch minutach wynosiły aż 18 oczek. Dopiero wówczas gdynianie ruszyli w pogoń. Osiem punktów zaaplikował szczecinianom Bartłomiej Wołoszyn, przełamując na moment naszą niemoc. Kapitanowi wyraźnie brakowało jednak pomocy, a sześć oczek Novaka Musicia wystarczyło jedynie do zredukowania przewagi Kinga do poziomu -12. Na przerwę schodziliśmy przy wyniku 40:28.
Trzecie rozdanie przebiegiem przypominało drugie. Fantastyczny start ponownie dał rywalom 18 punktów przewagi, lecz zawodnicy trenera Miloša Mitrovicia nie składali broni. W ślady „Wołka” poszedł inny weteran – Filip Dylewicz. Trójka, layup i rzuty wolne popularnego „Dyla”, w połączeniu ze skutecznym rzutem z daleka Novaka, pozwoliły nam zanotować efektowną serię i zbliżyć się do liderujących Wilków Morskich. Na dziesięć minut przed końcem przegrywaliśmy niżej, 46:55.
Możliwe, że rywale przedwcześnie uznali, iż zwycięstwo mają w kieszeni. Gdynianie trzymali się blisko, a gdy szczecinianie mieli moment słabości, przystąpili do zmasowanego ataku rzutami zza linii 6.75. Najpierw przełamał się Boykins, który w krótkim odstępie czasu trafił aż trzykrotnie. Kolejne akcje przyniosły nam cenne przechwyty Musicia i Dylewicza, a także trójkę Bartka Wołoszyna. Gracze trenera Mitrovicia zwietrzyli szansę na sukces. Gdy wydawało się, że po pudłach Durhama i Boykinsa odrobienie strat stało się niemożliwe, do wyrównania niesamowitym rzutem w ostatniej minucie doprowadził Dylewicz. 40 minut nie wystarczyło do wyłonienia zwycięzcy, przy remisie po 72 kibice na stojąco oczekiwali rozstrzygnięcia w dogrywce.
Rozpędzeni żółto-niebiescy nie dali już sobie wyrwać zaskakującego z przebiegu meczu triumfu. Choć dodatkowe pięć minut dwoma trójkami otworzyli przeciwnicy, odpowiedzieliśmy serią trafień Jacobiego oraz „Dyla”. Nasze zwycięstwo dwoma rzutami wolnymi przypieczętował Bartek Wołoszyn. Tak, to jest prawda! Odrabiamy 18 punktów straty z trzeciej kwarty i ostatecznie pokonujemy w Szczecinie King 85:78! Wielkie brawa dla całej drużyny, która po raz kolejny pokazała, że potrafi sprawiać psikusy innym.
King Szczecin – Asseco Arka Gdynia 78:85 (23:11, 17:17, 15:18, 17:26, 6:13)
King Szczecin: Matczak 16, Davis 13, Langevine 12, Dorsey-walker 10, Richardson 9, Threatt 8, Schenk 5, Borowski 4, Kikowski 1, Bartosz 0, Kroczak 0, Rosiński 0
Asseco Arka Gdynia: Boykins 20, Wołoszyn 18, Dylewicz 16, Musić 12, Durham II 9, Tomaszewski 4, Hrycaniuk 2, Wilczek 2, Czerapowicz 1, Lis 1, Kowalczyk 0