Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to będzie piekielnie wymagający sezon. Sezon, którego słowem-kluczem będzie „cierpliwość”, a także wiara w pracę wykonywaną tydzień w tydzień, na każdym treningu. Wyniki przyszły z lekkim opóźnieniem, ale minione już rozgrywki Orlen Basket Ligi zakończyły się dla drużyny Krajowej Grupy Spożywczej Arki Gdynia pomyślnie. Również dzięki Wam, Kibicom.
Latem mieliśmy do podjęcia kilka trudnych, jednak niezbędnych decyzji, aby ponownie wcielić w życie strategię, jaka charakteryzowała nasz Klub przez większość ostatniej dekady. W role liderów żółto-niebieskich wcielili się polscy zawodnicy, mający sporo do udowodnienia na parkietach Orlen Basket Ligi. Mowa tu przede wszystkim o etatowym reprezentancie Polski – Andrzeju Plucie juniorze. Przebojowy playmaker nie miał łatwego zadania, zastępował na pozycji rozgrywającego innego wybitnego strzelca, Jamesa Florence’a i w pewnym sensie wskoczył w jego buty. 23-latek spędzał na parkiecie ponad 32 minuty na mecz, zdobywając w tym czasie średnio 15.7 pkt, co zapewniło mu miejsce w TOP10 strzelców całej ligi. Całkiem nieźle!
Integralnymi elementami Krajowej Grupy Spożywczej Arki stali się też wracający nad morze Grzegorz Kamiński oraz Przemysław Żołnierewicz, a także Adrian Bogucki, który został w Gdyni mimo ofert z innych części Polski. Ogromne szanse na rozwój otrzymali wyróżniający się gracze z niższych klas rozgrywkowych – postawiliśmy między innymi na Maksymiliana Wilczka (WKK Wrocław, 1. Liga) czy Jakuba Szumerta (Energa Basket Warszawa, 2. Liga). Nasz zespół, złożony głównie z ambitnych koszykarzy o przyszłości w swoich rękach, miał za zadanie uczyć się z kolejki na kolejkę i realnie stawiać następne kroki w warunkach ekstraklasowych. Z tak obciążającą misją zmierzyć mógł się tylko trener o mocnych nerwach i umiejętnością dotarcia do zawodników. Nowym szkoleniowcem Arkowców został Wojciech Bychawski, który podobnie jak niektórzy z jego podopiecznych po raz pierwszy w karierze wkroczył na salony Orlen Basket Ligi.
Sezon rozpoczęliśmy z jednym obcokrajowcem, Stefanem Keniciem. Niestety, znany z solidnych występów w Toruniu Serb długo walczył z kontuzjami stawu skokowego i musieliśmy radzić sobie w osłabieniu. Na inaugurację Orlen Basket Ligi przebudowani żółto-niebiescy mierzyli się z Tauronem GTK Gliwice, zespołem o kompletnie innym profilu, z większymi nazwiskami zagranicznymi w składzie. Ekipa trenera Bychawskiego nie poddała się jednak ani na moment, choć w trzeciej kwarcie przegrywała nawet różnicą 18 „oczek”. Szalona pogoń, okraszona efektownym zwycięstwem 84:73, utwierdziła nas w przekonaniu, że warto inwestować długofalowo w rozwój tego zespołu. Nawet mimo ekstremalnego terminarza w kolejnych tygodniach i serii porażek z rywalami, którzy wkrótce rozpoczną walkę o najwyższe cele w fazie playoff.
Inną, kiepską informacją było odejście Przemka Żołnierewicza, jednego z czołowych strzelców Arkowców. Po 7 spotkaniach gdyński wychowanek przeniósł się do Kinga Szczecin, co spowodowało olbrzymią lukę w naszym składzie. Zdekompletowani żółto-niebiescy kontynuowali rywalizację na niezłym poziomie, dawali z siebie wszystko, byli o włos od sprawienia gigantycznej niespodzianki w Lublinie, gdzie w czwartej kwarcie tracili do przeciwników jeden celny rzut, a niewiarygodnych rzeczy dokonywał Pluta junior wraz z 21-letnim Kacprem Gordonem. Niestety, ich starania poszły na marne. Bilans nie uległ poprawie, Arkowcy coraz mocniej balansowali na krawędzi strefy spadkowej.
Wtedy dokonaliśmy istotnego ruchu. W połowie listopada, na kilka dni przed Derbami Trójmiasta w Polsat Plus Arenie Gdynia, sprowadziliśmy do zespołu Bryce’a Alforda, byłego reprezentanta Zastalu Zielona Góra. Amerykanin wniósł w nasze szeregi znakomite umiejętności strzeleckie, już w debiucie rzucił aż 26 punktów, ale… jego kolegom wciąż brakowało szczęścia. Bolesne porażki z Muszynianką Domelo Sokołem Łańcut i Dzikami Warszawa, w połączeniu z kontuzją Pluty juniora, przyniosły nam nowy bagaż kłopotów. Tak jakby wcześniej było ich niewiele.
Bilans 3-12 w połowie rundy zasadniczej nie napawał optymizmem. Musieliśmy podjąć zdecydowane kroki w celu poprawy wyników i miejsca w tabeli. Potrzebna nam była nowa energia, świeżość i dawka koszykarskiego atletyzmu. Wszystkie te kryteria spełniał Seth LeDay, który zameldował się w Gdyni na samym początku 2024 roku. Jego niebywała skoczność i loty ponad głowami rywali całkowicie odmieniły sposób, w jaki byliśmy postrzegani na mapie Orlen Basket Ligi. Przyjście Setha zwiększyło także intensywność rywalizacji na treningach, a młodszym graczom posłużyło jako okazja do nabrania większego doświadczenia.
Obecność Alforda i LeDay’a wpłynęła pozytywnie na pewność siebie Pluty juniora, Boguckiego czy Kamińskiego. Nierówną walkę ze zdrowiem w końcu wygrał Kenić, natomiast sztab trenerski wdrożył nowe pomysły, organizując grę na nowo. W krótkim czasie z drużyny okrzykniętej mianem outsidera ligi staliśmy się bardzo niewygodnym rywalem, który jest w stanie zaskoczyć każdego. Żółto-niebiescy prezentowali się kapitalnie! Odesłali z kwitkiem Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski, Legię Warszawa i Polski Cukier Start Lublin, rzucając również wyzwanie Anwilowi Włocławek. Nie udało im się rzecz jasna uniknąć potknięć, ale dzięki woli walki i swobodnej grze w ataku Arkowcy w pełni zapracowali na utrzymanie w Orlen Basket Lidze. Zapewnili je sobie po dwóch wygranych z rzędu na trudnych terenach – w Zielonej Górze i Łańcucie. Każdemu z tych meczów towarzyszyły spore emocje, ale gdynianie perfekcyjnie radzili sobie z nerwami, co należy dodatkowo docenić.
To nie był sezon na piątkę z plusem. Na końcowe rozstrzygnięcia rzutowało wiele różnych elementów. Arkowcy pokazali jednak charakter. W najważniejszych momentach łączyli siły z Wami i koniec końców zostawili po sobie całkiem niezłe wrażenie. Wprawdzie lekko zatarte kilkoma dotkliwymi porażkami, acz biorąc pod uwagę założenia Klubu, ciężko nie ulec wrażeniu, że nasz sukces musi urodzić się w bólach. Dziękujemy wszystkim z Was za nieocenione wsparcie i pomoc – zarówno na trybunach Polsat Plus Areny, jak w innych zakątkach Polski. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że możemy na Was liczyć. Bo świat należy do odważnych!