Mecze z Arrivą Polskim Cukrem Toruń idą w parze z pełną dramaturgią. Niestety, po raz drugi w tym sezonie Arkowcom nie dopisało szczęście. Żółto-niebiescy przegrali w Arenie Toruń 94:96.
Mecz w Toruniu miał niebagatelne znaczenie dla obu zespołów. Gospodarze stali przed szansą na przybliżenie się do fazy play-off, natomiast nadrzędnym celem Arkowców było odskoczenie od dolnych rejonów tabeli Orlen Basket Ligi. Trener Nikola Vasilev dokonał jednej zmiany w pierwszej „5”, desygnując do gry Daniela Szymkiewicza w miejsce Łukasza Kolendy. Obok Daniela spotkanie rozpoczęli również Nemanja Nenadić, Kuba Garbacz, Sage Tolbert i Adrian Bogucki. Niestety, z powodów zdrowotnych wciąż wykluczony był powrót Stefana Djordjevicia.
Pierwsza kwarta tempem przypominała prawdziwy wyścig strzelców. Z początku obronę żółto-niebieskich zaskoczył Barret Benson – podkoszowy Polskiego Cukru zdobył 11 punktów z rzędu, trafiając aż 3 trójki przy perfekcyjnej skuteczności. Nasi zawodnicy nie zrazili się jednak szarżą rywala i oparli swoją grę na konsekwencji, a także szybkim przejściu pod atakowany kosz. Dzięki temu spod obręczy zapunktował Bogucki, a w kolejnych akcjach pozycje na obwodzie wykorzystał Tolbert. Po 5 minutach prowadziliśmy 14:11.
O panującym na parkiecie żywiole niech świadczy fakt, że swój pierwszy faul gdynianie zdążyli popełnić dopiero po upływie 8 minut. Świetna skuteczność z obu stron skutkowała wysokim wynikiem, który przez większość czasu wskazywał minimalną przewagę AMW Arki. Na starcie drugiej ćwiartki urosła ona do 6 „oczek” (31:25), po trafieniach Kolendy oraz Adama Hrycaniuka.
Torunianie znaleźli sposób na odpowiedź i nabrali wiatru w żagle, ale nie traciliśmy wiary we własne możliwości. Mimo aż 66-procentowej skuteczności gospodarzy, przez całą pierwszą połowę toczyliśmy wyrównany pojedynek. Agresja przynosiła efekty – ostatnie fragmenty przed przerwą należały do serbskiego duetu Nenadić–Gavrilović, który w sumie wyprodukował aż 13 bardzo ważnych punktów. Do przerwy wynik pozostawał kwestią otwartą. Rywale prowadzili 53:49.
Kibice w Arenie Toruń nie mogli narzekać na nudę. Poza wymianą ciosów na boisku, w najlepsze trwała także rywalizacja na trybunach. Wspierani przez fanów znad morza Arkowcy budowali pewność siebie, w trzeciej kwarcie przejęli inicjatywę. Od stanu 57:49 dla torunian zanotowali serię 8:0, fantastycznie spisywali się Nenadić z Gavriloviciem, choć należy docenić poświęcenie całego zespołu.
Wszyscy wzajemnie wspierali się w obronie, co następnie przynosiło energię w ataku. Gdy do ofensywnego zrywu rzucił się Kolenda, odskoczyliśmy na 73:65. Trójką odpowiedział Dominik Wilczek, ale ostatnie słowo w tej części należało do Garbacza. Efektowny wsad „Garbiego” ustalił rezultat na 75:68.
Zaliczka była naprawdę solidna. Determinacja żółto-niebieskich stała na niezwykle wysokim poziomie, co w połączeniu ze skutecznością w ataku dawało nam nadzieję na wygraną. Niestety, podobnie jak w grudniowym meczu w Polsat Plus Arenie Gdynia, na parkiecie zaczęły się dziać rzeczy skrajnie nieprawdopodobne.
Najpierw z gry wypadł jeden z liderów AMW Arki, Łukasz Kolenda. Reprezentant Polski pechowo zderzył się z Victorem Gaddeforsem i momentalnie złapał się za bark. Ból okazał się na tyle silny, że konieczna była interwencja klubowego sztabu oraz znajdujących się na terenie hali służb medycznych. Uraz jednego z naszych najskuteczniejszych graczy odcisnął wyraźne piętno na wydarzeniach boiskowych – Arkowcy wprawdzie nie przestawali walczyć, ale w kluczowych momentach zwyczajnie brakowało im szczęścia oraz sił.
Ostatnie minuty czwartej kwarty upłynęły pod znakiem ogromnych emocji. Gospodarze nacierali, nasi zawodnicy bronili się dzielnie, próbując utrzymać przewagę, jednak zła karta nie chciała się obrócić. Kiedy z daleka przymierzył Gavrilović, już w następnej akcji w podobny sposób trafił Michael Ertel, a w dodatku sędziowie dopatrzyli się faulu Garbacza. Na nieco ponad 3 minuty przed końcem torunianie wrócili na prowadzenie po tym, jak na żółto-niebieskich spadła kolejna fatalna informacja – drugi faul techniczny dla trenera Vasileva (89:88). Chwilę później wspomniany Ertel zadał cios ostateczny, dając swojej drużynie przewagę 94:91.
Pełen zwrotów akcji mecz mógł skończyć się identycznie jak ten sprzed kilku miesięcy – rzutem równo z końcową syreną. Przy 2-punktowym prowadzeniu Polskiego Cukru piłkę meczową miał Garbacz, lecz piłka odbiła się od obręczy. Z Areny Toruń wracamy z poczuciem olbrzymiego niedosytu. Daliśmy z siebie absolutnie wszystko – 21 „oczek” i 9 asyst zapisał Nenadić, dwucyfrowe zdobycze zagwarantowali ponadto Tolbert (17), Kolenda (15), Gavrilović (15) i Garbacz (13). Od zwycięstwa dzieliły nas centymetry…
Arkowcy przegrali z Arrivą Polskim Cukrem 94:96. Dziękujemy wszystkim Kibicom za przybycie oraz głośne dopingowanie naszej drużyny. O stanie zdrowia Łukasza poinformujemy w oddzielnym komunikacie.
Arriva Polski Cukier Toruń – AMW Arka Gdynia 96:94 (23:25, 30:24, 15:26, 28:19)
Polski Cukier: Benson 21, Ertel 21, Wilczek 14, Myles 10, Gaddefors 9, Kamiński 7, Abu 7, Diduszko 4, Grochowski 3, Sowiński 0, Prokopowicz, Lipiński.
AMW Arka: Nenadić 21, Tolbert 17, Kolenda 15, Gavrilović 15, Garbacz 13, Bogucki 7, Szymkiewicz 4, Hrycaniuk 2, Sewioł 0, Kowalczyk.