SEZON 2020/2021
Rzeczywistość – wówczas wydawało się, że popandemiczna – wymusiła na wielu przedsiębiorstwach zmianę strategii działania. Dotknęło to też klubów sportowych. Niektóre walczyły o przetrwanie, a jeszcze inne – by rozsądnie funkcjonować – musiały zmienić kierunek na nadchodzące rozgrywki.
I w Asseco Arce konieczne było wdrożenie nowego projektu. Pod tą nazwą krył się w całości polski produkt. Trener Przemysław Frasunkiewicz zbudował zespół składający się wyłącznie z rodaków. Ruchy transferowe z lokalnego podwórka uzupełnili wyróżniający się juniorzy. W efekcie najstarszy, bo już 41-letni Filip Dylewicz otrzymywał podania od nawet 16-latka. Mieszanka wybuchowa, o której koszykarscy eksperci nie wiedzieli co sądzić. Przewidywania oscylowały od jednego z ostatnich miejsc dających prawo do gry w playoffach po naste pozycje w tabeli. Mało kto przewidywał jednak, że do ostatnich tygodni gdyński zespół walczył będzie o utrzymanie. Tak, to był najgorszy sezon w historii klubu. Ale i taki był potrzebny.
Zaczęło się jednak sensacyjnie, bo w Gdynia Arenie ograna została ekipa BMSlam Stali z Jamesem Florencem na czele. Porażkę w następnej kolejce ze srebrnym medalistą z ubiegłego sezonu – Pszczółką Start Lublin – nawet mało kto zauważył, bowiem tydzień później przyszło prestiżowe derbowe zwycięstwo w Sopocie. Dobrą kontynuacją paradoksalnie była przegrana we Wrocławiu ze Śląskiem. Skazywany na pożarcie nowy gdyński twór, uległ, ale dopiero po dogrywce. Kolejne dwie wygrane w domu (z GTK Gliwice i Kingiem Szczecin) upewniły w przekonaniu nawet największych malkontentów, że ten sezon może być naprawdę udany. Dobre mecze przeplatane słabszymi – taki scenariusz brano w ciemno.
Balon jednak pękł. I nie udało się go posklejać aż do końca rozgrywek. Poczynając od październikowego starcia z Eneą Astoria Bydgoszcz pełna pula zdobyta została w zaledwie czterech spotkaniach… na 22 możliwe. Po tej dotkliwej serii porażek z klubu odszedł odpowiedzialny za budowanie składu trener Frasunkiewicz, którego obowiązki przejął dotychczasowy asystent Piotr Blechacz. Tym samym stał się najmłodszym szkoleniowcem w lidze. Miał tym trudniejsze zadanie, bo w zespole kontuzja goniła kontuzję.
– W pewnym momencie miałem 6-7 zawodników do treningu – mówił pod koniec rozgrywek Blechacz.
Trudno w takiej sytuacji walczyć z rywalami, jak równy z równym. Było to widać w szczególności w starciach przegrywanych kilkudziesięcioma punktami. Ostatecznie udało się. Bo tak należy mówić o zachowaniu najwyższej klasy rozgrywkowej w mieście z morza i marzeń. 15. miejsce, zaledwie osiem wygranych i patrzenie z góry tylko na jednego przeciwnika. Sezon 2020/21 chluby nie przyniesie, ale wiele nauczył.
To był też czas pożegnań. Karierę zakończyła legenda polskiej koszykówki, Krzysztof Szubarga. Niejednokrotnie niósł gdyński zespół i podnosił go z kolan. Do lat młodości swoją dyspozycją powrócił wspomniany Dylewicz, który w trakcie rozgrywek pobił rekord liczby spotkań w Polskiej Lidze Koszykówki (672 mecze), a będąc zawodnikiem po 40-stce notował średnio 10 punktów na mecz.
Czy chcielibyśmy powiedzieć o tym sezonie coś więcej? Na pewno jak najszybciej o nim zapomnieć i ponownie wrócić na drogę zwycięstw.