Symboliczny półfinał

SEZON 2001/2002

Jeszcze przed startem ligowego grania, Prokom Trefl – jako triumfator krajowego pucharu – w walce o Superpuchar Polski zmierzył się z ówczesnym mistrzem, Śląskiem Wrocław. Spotkanie rozegrane zostało na Dolnym Śląsku, stąd szansę na zdobycie kolejnego do trójmiejskiej kolekcji trofeum było utrudnione przez cztery ściany gospodarzy. Tymczasem… istny pogrom! Sopocianie wygrali aż 101:74, co nakręciło wszystkich obserwatorów na kolejne sukcesy w nadchodzącym sezonie. W Trójmieście tworzyła się maszyna do zgarniania laurów.

W istocie. Prokom szedł jak burza, zarówno przez PLK, jak i Puchar Koracza. Przygoda z tym pucharem zakończyła się – tak, jak przed rokiem – na ćwierćfinale, gdzie nie sprostano rosyjskiemu Lokomotiwowi Mineralne Wody. W tej ekipie jednym z liderów był… Goran Jagodnik.

Na krajowym podwórku szło znakomicie, a symbolicznym momentem był czwarty mecz półfinału playoff. Do przerwy we Włocławku przy stanie rywalizacji 2-1 dla Anwilu, gospodarze prowadzili aż 17 punktami. Pękająca w szwach Hala Mistrzów rozpoczynała świętowanie awansu do finału. Na próżno. Fenomenalny pościg sopocian, a przede wszystkim Tomasza Jankowskiego (dzisiaj eksperta Polsatu Sport), dały zwycięstwo 83:79! W tych okolicznościach piąty mecz stał formalnością.

Niestety finał był z gatunku tych do zapomnienia. Jedna wygrana w starciach ze Śląskiem Wrocław dała srebro. Tylko, a może aż. Na pewno jednak pierwszy taki medal w klubowej historii.